Ostatnie cięcie pani Uli. Zamyka zakład fryzjerski po 43 latach...

2019-09-01 06:00:00(ost. akt: 2019-08-29 15:15:21)

Autor zdjęcia: Barbara Chadaj-Lamcho

— Chciałbym, żebyście napisali o pani Uli Wójcik, która od 43 lat prowadzi zakład fryzjerski w Ostródzie i właśnie go zamyka — powiedział pan Sławomir, który odwiedził naszą redakcję w Ostródzie. — To przecież kawał historii tego miasta.
Odwiedziliśmy panią Urszulę w jej zakładzie przy ulicy Słowackiego, wypełnionym bukietami kwiatów od klientów. Była zaskoczona, ale też ogromnie wzruszona tym, jak klienci ją żegnają. Z oczu nie raz popłynęły łzy wzruszenia... Przepracowała w zawodzie 51 lat, w tym przez 43 prowadząc własny zakład fryzjerski. Jak trafiła do Ostródy?

— Za sprawą ogłoszenia w Gazecie Olsztyńskiej — wspomina pani Ula. — Jak skończyłam szkołę zawodową w Nidzicy, przyjechał pan z Sępopola koło Bartoszyc i zaproponował mi pracę, więc tam pojechałam i pracowałam półtora roku. Ale czułam się bardzo samotna. Pochodzę z Janowca Kościelnego koło Nidzicy, do domu było daleko. Wtedy przeczytałam w Gazecie Olsztyńskiej, że potrzebują fryzjerki w Ostródzie. Poprosiłam o dwa dni wolnego i przyjechałam tu. Wysiadłam z autobusu na ulicy Grunwaldzkiej i zapytałam o ulicę, wtedy jeszcze Wandy Wasilewskiej. Trafiłam do zakładu pana Wiśniewskiego, który właśnie szukał pracownika.

Od razu usłyszała: tu jest fartuch i proszę brać się za robotę! Ludzi był tłum, a fryzjer sam. To był maj 1973 roku. Po całym dniu pracy szef powiedział: pani Urszulo już pani nigdzie nie pojedzie, tylko zostanie u nas. I została aż do dziś. Przenocowała w domu szefa i jego żony. W niedzielę, po kilku dniach pracy, pojechała do domu. Powiedziała rodzicom, że ma pracę w Ostródzie i tu zostaje. Zamieszkała w wynajętym pokoju na Placu Tysiąclecia, który szef jej znalazł. Ale żona szefa miała rodzinę w Poznaniu i postanowili oboje z mężem, że tam wyjadą. Obiecali, że jak się tam zadomowią, to ją ściągną.

— I szefowa przyjechała po mnie bagażówką! — wspomina pani Urszula. — Ale ja już miałam w Ostródzie chłopaka i powiedziałam: nigdzie nie pojadę. Ona do mnie: a by cię cholera wzięła... Trochę byli na mnie źli, ale krótko. Potem często pisaliśmy do siebie listy i jeździłam do nich z mężem w odwiedziny.

Kolejny szef, który prowadził zakład, uwielbiał z kolei podróże. Ciągle wyjeżdżał z rodziną nad morze, do Kołobrzegu, do Szwecji, bo tam mieszkały jego dzieci. A pani Urszula prowadziła zakład. W końcu po kilku latach zdecydowali, że wyjadą na stałe i jej go przekazali. Zapłaciła im za wyposażenie i od tej pory sama prowadziła zakład fryzjerski. To było dokładnie 9 czerwca 1976 roku. W tym roku mijają 43 lata. Przez te lata przez jej zakład przewinęły się tysiące klientów. Wielu zostało na stałe. Jak pan Sławomir.

— Przyjeżdżałem do pani Uli strzyc się już jako chłopiec, kursował wtedy jeszcze pociąg z Miłomłyna do Ostródy, gdzie dojeżdżałem do szkoły — wspomina pan Sławomir. — Potem jako dorosły już mężczyzna, a teraz przyprowadzam tu swoje dzieci.
Takich klientów pani Urszula ma wielu. Odkąd ogłosiła, że zamyka zakład przychodzą z bukietami kwiatów, słodkościami, dobrym winem i tak żegnają swoją ulubioną fryzjerkę.

— Aż mi się płakać chce — przyznaje wzruszona kobieta. — Ciągle mam takie miłe spotkania. To bardzo wzruszające, ale też trochę przygnębiające...
Ten zawód jest szczególny. Wymaga cierpliwości, uśmiechu, uprzejmości i szczególnej relacji z klientami.
— Lubię strzyc, czesać, głaskać i pieścić te głowy — śmieje się pani Ula. — Lubię też z klientami rozmawiać, znam ich problemy, opowiadają mi o swoim życiu, o rodzinie. To bardzo zbliża.

Pani Urszula odebrała w ubiegłym roku z rąk burmistrza i przedstawicieli cechu rzemieślników medal za pół wieku pracy zawodowej. Podkreśla, że bardzo dobrze jej się żyje i pracuje w Ostródzie. Zżyła się z sąsiadami. Kiedyś, gdy zostawiła na suszarce na trawniku uprane ręczniki, bo o nich zapomniała, znalazła je następnego dnia poukładane przed wejściem do zakładu. No jak takich sąsiadów nie lubić...

Co będzie robić na emeryturze?
— Mam dwoje dzieci Tomka i Magdę, trzy wnuczki — mówi pani Ula. — Z mężem lecimy do nich w odwiedziny 10 października, bo mieszkają w Niemczech. Co będę robić potem? Jeszcze nie wiem i trochę się tego obawiam...
Swoim klientom pani Urszula Wójcik chce za naszym pośrednictwem serdecznie podziękować.
— Było mi bardzo miło gościć ich wszystkich w swoim zakładzie, ale coś się zaczyna, coś się kończy — mówi pani Ula ocierając łzy wzruszenia.
Ostatnim dniem pracy zakładu fryzjerskiego pani Uli był 30 sierpnia 2019 roku.
Barbara Chadaj-Lamcho

Źródło: Gazeta Olsztyńska

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5