Praca marzeń? Osiem godzin na wieży w słońcu i upale

2019-08-27 10:00:00(ost. akt: 2019-08-27 11:55:31)

Autor zdjęcia: Gazeta Ostródzka

Z pozoru fajna robota: słońce, woda, wokół opalone turystki i inne piękne widoki. Czasami trzeba zagwizdać, gdy ktoś próbuje wypłynąć za bojkę. I jeszcze za to płacą! Prawda jest jednak inna, o czym doskonale wiedzą ratownicy.
A jak jest naprawdę? Statystyki nie kłamią. Alkohol i brak wyobraźni - to główne przyczyny wypadków do których dochodzi nad wodą. Tylko w ubiegły weekend na Warmii i Mazurach doszło do 7 utonięć. Były też spektakularne akcje z alkoholem w tle, jak ta w Ostródzie.

Wypoczywający w ośrodku nad Jeziorem Drwęckim turysta sprawiał  problemy już od rana. Pił dużo, głośno przeklinał i przeszkadzał innym turystom. Zwracano mu kilka razy uwagę, także jego znajomi, z którymi spędzał tu urlop, próbowali wpłynąć na jego zachowanie. Bez powodzenia.

— Mężczyzna postanowił wieczorem popływać mimo spożywanego wcześniej alkoholu. Początkowo żona widziała go z brzegu, jednak po jakimś czasie straciła go z pola widzenia — informują policjanci z Komendy Powiatowej Policji. — Zaniepokojona kobieta zadzwoniła na numer alarmowy. Na miejsce natychmiast pojechali policjanci oraz strażacy. Rozpoczęły się poszukiwania - jednocześnie w wodzie i na brzegu.

Na szczęście, w trakcie akcji poszukiwawczej mężczyzna cały i zdrowy wrócił na brzeg. Pomógł mu w tym ktoś z ośrodka. Był zaskoczony obecnością funkcjonariuszy. Za swoje nieodpowiedzialne zachowanie i wywołanie fałszywego alarmu mężczyzna został ukarany mandatem karnym.

— Pan nie powinien dostać mandatu, tylko rachunek na 25 tysięcy złotych, bo tyle mniej więcej kosztowała cała akcja — mówi ratownik Robert Laskowski. — Tak się dzieje w Tatrzańskim Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym, gdzie pani zadzwoniła, że dziecko na szlaku w sandałkach (!) zwichnęło sobie nogę. Przyleciał śmigłowiec, zabrał państwa z dzieckiem a potem zapłacili za to 15 tysięcy złotych.

Jak wygląda naprawdę praca ratownika? To osiem godzin na wieży gdy musi mieć na oku 150-200 dzieciaków przebywających w wodzie na kąpielisku. Czasami niebezpieczne sytuacje wynikają z bezmyślności rodziców.

— Zdarzały się na przykład takie sytuacje, gdy tatuś z wujkiem stoją po szyję w wodzie plecami do plaży, zapatrzeni w horyzont jeziora, a do nich do wody wbiega nagle dziecko, które zwyczajnie chce do tatusia — opowiada Ratownik. — Już po chwili woda je przykrywa, dziecko robi takiego „motyla”, macha rozpaczliwie rękoma już pod wodą. Wszystko odbywa się w ciszy, bo przerażone dziecko nawet nie krzyczy. Nie ma czegoś takiego, że topielec krzyczy. On idzie jak kamień na dno... Wskoczyłem do wody, wyciągnąłem szybko dziecko na brzeg. Obaj mężczyźni nawet nie zauważyli jaki dramat rozgrywa się za ich plecami. Matka widziała wszystko z brzegu. Na szczęście dzieciakowi nic się nie stało, oprócz tego, że się porządnie wystraszyło.

Rodzice zostali jeszcze poinformowani, by pojechali na wszelki wypadek z dzieckiem do lekarza. Bo dziecko może się jeszcze wodą zakrztusić nawet następnego dnia po takiej niebezpiecznej przygodzie.

Nad wodę trafiają zorganizowane grupy dzieci i młodzieży, ale nawet gdy jest to sekcja pływacka z dużego miasta, to nie znaczy, że umieją się zachować bezpiecznie na jeziorze.

— My je nazywamy „basenowymi” dziećmi —mówi Robert Laskowski. — Na basenie nie ma fali, tu nad jeziorem każdy skuter wodny potrafi zrobić taką falę, że te dzieciaki przykrywa, krztuszą się wodą, są wystraszone. Musimy tłumaczyć, jak pływać w jeziorze. Prowadzimy prelekcje na ten temat, gdy pogoda jest gorsza.

Brakiem wyobraźni cechują się też niektórzy użytkownicy skuterów wodnych.
— Mieliśmy ostatnio dwie takie sytuacje, że pływający na nich nie znali się na znakach wodnych — dodaje ratownik. — Znak o zakazie robienia fali stoi z prostej przyczyny: fala niszczy basen kąpielowy i łodzie oraz stwarza niebezpieczeństwo dla dzieci na kąpielisku. Sprawcy dostali mandat.

Alkohol na jachtach, to - niestety - rzecz powszechna, jest na to społeczne przyzwolenie. I potem mamy tragedie. Statystyki są porażające. W tym roku to już ponad 200 ofiar wody.

— Nie ma możliwości, by wszystkich skontrolować, ale trzeba od najmłodszych lat edukować, bo 90 procent ofiar wody to alkohol i brawura — mówi Laskowski. — I przecenianie swoich możliwości, a przecież zawsze można wziąć od ratownika bojkę i być bezpiecznym w wodzie.

Zdarzają się też dorośli, którzy nie powinni stwarzać problemów, a jednak... Dobrze wykształceni prawnicy, lekarze, którzy uwagi ratownika, że nie powinni np. wchodzić do wody w miejscu niedozwolonym kwitują: co ty nam tu będziesz śmieszny człowieczku zakazywać... Na co jeszcze jest narażony ratownik?

— Na udary cieplne i poparzenia słoneczne — kończy Robert Laskowski. — Ta praca to ogromna odpowiedzialność za tych wszystkich, którzy odpowiedzialności nad wodą muszą się dopiero nauczyć.
bcl

Źródło: Gazeta Olsztyńska

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5