Nie mam słów, by wyrazić swoją wdzięczność

2018-11-24 12:00:00(ost. akt: 2018-11-24 17:52:04)
Z tymi, którzy jako pierwsi ruszyli z pomocą, pani Maria spotkała się kilka dni po pożarze

Z tymi, którzy jako pierwsi ruszyli z pomocą, pani Maria spotkała się kilka dni po pożarze

Autor zdjęcia: Archiwum GO

Pani Maria i jej rodzina wszystko stracili w pożarze. Z pomocą ruszyli sąsiedzi, znajomi i zupełnie obcy ludzie. Dziś mieszka już w wyremontowanym mieszkaniu. — Brakuje mi słów, by wszystkim podziękować — mówi pani Maria.
Do pożaru doszło w sierpniu tego roku. Było kilka minut po godzinie 20. Pierwszy wszczął alarm Wojciech Kaszuba mieszkający obok w bloku przy ul. Jagiełły w Ostródzie. Wyszedł akurat na balkon swojego mieszkania. W budynku naprzeciwko, w mieszkaniu na drugim piętrze, zauważył dym. Razem z nim z pomocą ruszyli Sławomir Bruski, Łukasz Makrocki i Adam Bognacki. Biegali po całej klatce, pukali do drzwi, ludzie byli zaskoczeni, niektórzy wpadali w panikę. Wyprowadzali ich z budynku.

Właściciel mieszkania, w którym wybuchł pożar, spał w jednym pokoju, gdy w drugim szalał już ogień. Próbował jeszcze gasić ogień miską z wodą, ale było już za późno. Trzeba było uciekać. Ogień pojawił się już na klatce schodowej, wszystko wypełniał gęsty, czarny dym. Mężczyźni prosili o mokre koce, żeby zabezpieczyć ewakuowanych i wszyscy szczęśliwe opuścili budynek.

Pani Maria każdemu z dzielnych ratowników w podziękowaniu wręczyła czerwoną różę. Tak wspominała ten feralny dzień:
— Wracałam z wieczornego spaceru, gdy usłyszałam, że się pali — wspomina. — Nawet mi do głowy nie przyszło, że to moje mieszkanie. W środku spał mój mąż. Ocalał dzięki tym ludziom. Bardzo im jestem wdzięczna.

Ale bohaterów tej historii jest więcej. Po dramatycznych przeżyciach trzeba było rozpocząć życie na pogorzelisku. W spalonym mieszkaniu zostały tylko ściany, nie ocalało nic.
— Straciliśmy nie tylko wszystkie meble, czy wyposażenie mieszkania — mówi pani Maria. — Ogień zniszczył też nasze rodzinne pamiątki i dokumenty. Nic nie ocalało.

Wtedy ruszyła lawina ludzkiej życzliwości. Na pierwsze 2,5 miesiąca po pożarze rodzina musiała opuścić mieszkanie.
— Zamieszkaliśmy u córki, a w tym czasie syn i jego koledzy zajęli się sprzątaniem — wspomina kobieta. — Ciężko pracowali wiele dni, wywieźli siedem kontenerów gruzu. Potem wyremontowali nam dom. Od ścian, po całe niezbędne wyposażenie. Syn cały urlop spędził przy remoncie, a jeśli chodzi o jego kolegów, to nie mam słów, by wyrazić swoją wdzięczność. Dzięki nim i ich pracy możemy teraz normalnie żyć.

Pomagało wielu przyjaciół, znajomych i sąsiadów, a także zupełnie obcych ludzi. W bloku obok mieszkańcy zrobili zbiórkę pieniędzy, ktoś podarował meble, ktoś inny sprzedał potrzebne materiały budowlane z dużym rabatem. I udało się! Ten łańcuch ludzkiej życzliwości sprawił, że pani Maria i jej rodzina, po traumatycznych przeżyciach mogą dziś normalnie żyć.

Wszystkim, którzy pomogli, rodzina składa podziękowania:

"W imieniu całej naszej rodziny pragniemy z całego serca podziękować za pomoc, której tak bardzo potrzebowaliśmy.
W wyniku pożaru, który strawił nasze mieszkanie, straciliśmy cały dorobek życia. Sytuacja, w której się znaleźliśmy, wydawała się być bez wyjścia, ale dzięki wsparciu mogliśmy się z nią uporać i przetrwać ten ciężki czas.
Dzięki Państwa bezinteresownej ofiarności mogliśmy wyremontować i wyposażyć mieszkanie oraz wrócić po ponad dwóch miesiącach do domu. Serdecznie dziękujemy za solidarną i bezinteresowną pomoc.
Szczególne wyrazy wdzięczności kierujemy w stronę Fundacji Ichthys.
Z wyrazami szacunku i wdzięczności
Maria i Jan Mossakowscy"





Źródło: Gazeta Olsztyńska

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5