Oni ruszyli pierwsi z pomocą, gdy wybuchł pożar

2018-09-09 06:00:00(ost. akt: 2018-09-07 10:41:39)
 
Od lewej: Adam Bognacki,  Sławomir Burski, Łukasz Makrocki i Czesław Rzepka z panią Marią. Brakuje czwartego  Wojtka Kaszuby

Od lewej: Adam Bognacki, Sławomir Burski, Łukasz Makrocki i Czesław Rzepka z panią Marią. Brakuje czwartego Wojtka Kaszuby

Autor zdjęcia: Barbara Chadaj-Lamcho

Było kilka minut po godzinie 20. Wojciech Kaszuba wyszedł na balkon swojego mieszkania. W budynku naprzeciwko w mieszkaniu na drugim piętrze zauważył dym. Natychmiast wybiegł z domu i wszczął alarm. Pomogli mu trzej inni mężczyźni.
On był pierwszy, za nim natychmiast ruszyli z pomocą inni. W tym samym bloku, co pan Wojciech, mieszka 28-letni Sławomir Bruski, z zawodu strażak. Zareagował, jak zawodowiec.

— Usłyszałem, że się pali, zadzwoniłem jeszcze do kolegi w komendzie, który potwierdził, że mają już zgłoszenie o pożarze w bloku obok — mówi Sławomir Burski. — Uprzedziłem, żeby jechali od ulicy Chrobrego, bo od Jagiełły nie dojadą przez postawione tam słupki zagradzające wjazd, ale odpowiedział, że już stamtąd zawrócili. Ściągnąłem jeszcze kolegę, który był obok i zaczęliśmy w klatce, gdzie się paliło, pukać do wszystkich drzwi, żeby mieszkańcy natychmiast wychodzili na zewnątrz.

Łukasz Makrocki był niedaleko, akurat wychodził od znajomych, gdy usłyszał o pożarze. Natychmiast przyłączył się do akcji.
— Biegaliśmy po całej klatce, pukaliśmy do drzwi, ludzie byli zaskoczeni, niektórzy wpadali w panikę — mówi pan Łukasz. — Razem sprowadzaliśmy ich na dół. Zbiegliśmy też z Wojtkiem Kaszubą, żeby odłączyć dopływ gazu. Wojtek sprowadził na dół właściciela mieszkania, w którym wybuchł pożar. Okazało się, że spał w jednym pokoju, gdy w drugim już szalał ogień. Gdy go Wojtek obudził, próbował jeszcze gasić ogień miską z wodą, ale było już za późno. Trzeba było uciekać.

Na pobliskim parkingu był Adam Bognacki. Też mieszka w bloku obok. Przybiegł natychmiast na pomoc i włączył się w akcję.
— Wiadomo było, że trzeba pomóc — mówi pan Adam. — Tu liczyła się każda minuta. Zareagowałem spontanicznie, to był odruch.
Ogień pojawił się na klatce schodowej, wszystko wypełniał gęsty, czarny dym. Mężczyźni prosili o mokre koce, żeby zabezpieczyć ewakuowanych. Wszyscy szczęśliwe opuścili budynek.

— Nie chcę nawet myśleć o tym, jakby się to skończyło, gdyby nie ta czwórka — mówi Czesław Rzepka, który mieszka na parterze bloku. — Zwłaszcza Wojtek Kaszuba, który wszczął alarm. Był wieczór, ja akurat wróciłem z działki. Większość ludzi zasiadała do kolacji, czy do filmu przed telewizorem. A obok płonęło mieszkanie! Ci panowie biegali od drzwi do drzwi, pukali i mówili, żeby jak najszybciej opuścić dom.

Ci, którzy się ewakuowali, liczyli się wzajemnie, szukali sąsiadów.
— Patrzyliśmy, czy wszyscy są, a gdy kogoś brakowało, mówiliśmy, pod jakim numerem mieszka i panowie biegli tam i pukali do drzwi — opowiada Czesław Rzepka. — Niektórzy z mieszkańców przechodzili przez balkon do sąsiedniego mieszkania w klatce obok, bo u nas było już ogromne zadymienie. Przeżyli dramatyczne chwile.

Mieszkańcy są całej czwórce ogromnie wdzięczni. To dzięki nim i ich błyskawicznej akcji nikt nie ucierpiał. Wiele im zawdzięczają. Najbardziej wzruszona była pani Maria, której mieszkanie spłonęło, ale mąż szczęśliwie ocalał. Każdemu w podziękowaniu wręczyła czerwoną różę.
— Wracałam z wieczornego spaceru, gdy usłyszałam, że się pali — wspomina kobieta. — Nawet mi do głowy nie przyszło, że to moje mieszkanie. W środku spał mój mąż. Ocalał dzięki tym ludziom. Bardzo im dziękuję.
Wśród zebranych przed blokiem mieszkańców była pani, która rozpaczała, bo jej ukochany pies został w mieszkaniu na czwartym piętrze. Na pomoc ruszył strażak wyposażony w odpowiedni sprzęt chronicy przed dymem i wyniósł psa z mieszkania. Pożar ugasili strażacy. Z mieszkania zostały tylko ściany, ale wszyscy cieszą się, że żyją. bcl





Źródło: Gazeta Olsztyńska

Komentarze (3) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Don Karlito #2576160 | 188.146.*.* 9 wrz 2018 07:42

    Taki mały często na domofon mi dzwoni i ucieka.

    odpowiedz na ten komentarz

  2. Gdyby tak podali chociaż #2576261 | 5.172.*.* 9 wrz 2018 10:37

    przyczynę pożaru to , czytelnicy mogli by u siebie posprawdzać ,ćzy tak nie mają u siebie w mieszkaniu.

    odpowiedz na ten komentarz

  3. Stary Pryk #2576467 | 81.111.*.* 9 wrz 2018 15:38

    Bardzo zaskakujące zachowanie jak na dzisiejsze czasy, człowiek bardziej by się spodziewał, ze taki młody człowiek wychodząc na balkon zobaczy dym, wyciągnie smartfona i zacznie nagrywać komentując..."ale inba, jaka beka" Złe czasy nastały, ostatnio dziecko siedziało w płonącym samochodzie a ludzie wyciągali telefony i nagrywali, niepojęte. Ważne by w takich chwilach, nie myśleć, e dam sobie na spokój, pewnie już ktoś się tym zajął, pewnie już ktoś powiadomił straż, nie będę się wtrącał, bo tak być może, ze każdy tak pomyśli i nikt tyłka nie ruszy, rusz i staraj się pomóc, jak zobaczysz, ze już ktoś się tym profesjonalnie zajął to wtedy się wycofaj, tylko wtedy! Ludzie myślą, może ktoś inny zadzwoni, może ktoś inny to zrobi. Dlatego na szkoleniach jak działać przy wypadku, pożarze czy innej tragedii, by gdy pomagasz nie krzycz do ludzi, "niech ktoś zadzwoni po pogotowie", bo w końcu nikt nie zadzwoni, każdy będzie myślał, może ktoś inny to zrobi, albo już zadzwonił, trzeba wybrać osobę wzrokiem z tłumu, wskaż na niego ręką i krzyknij, ty dzwoń po pogotowie, musisz wyznaczyć, by czuł się w obowiązku, wtedy będzie pewność, ze zostanie to zrobione

    odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5