Flaga naszego powiatu załopotała na najwyższym szczycie Australii

2017-03-03 15:42:40(ost. akt: 2017-03-08 19:08:47)
Wioletta Gutfrańska, ostródzka alpinistka i pasjonatka podróży, wróciła już z szóstej życiowej wyprawy. Zdobyła szósty z dziewięciu szczytów kontynentalnych ziemi - Mt. Kościuszko (2228 m) w Australii.
Wioletta ma już na swoim koncie najwyższe szczyty Europy (Mt Blanc 4810 m), Afryki (Kilimandżaro 5895 m), Ameryki Północnej (Mc Kinley 6194 m), Ameryki Południowej (Acancagua 6962 m) i Kaukazu (Elbrus 5621 m). Wszystkie dotychczasowe wyprawy odbywały się pod patronatem Starosty Ostródzkiego i przy wsparciu powiatu ostródzkiego. Stąd na każdym ze zdobytych szczytów załopotała flaga powiatu z różą Bażyńskiego.
Oto krótka relacja samej Wioletty z ostatniej australijskiej wyprawy.

— To już piąty kontynent, który miałam okazje odwiedzić i oczywiście zdobyć jego najwyższy wierzchołek, wyprawa na Antypody odbyła się pod patronatem Starosty Ostródzkiego. Tym razem wejście na Mt. Kościuszko nie wiązało się z dokonaniami typu sportowego, nie była to również wielodniowa wyprawa. Jedynym utrudnieniem był silny wiatr, ale mimo tego świeciło piękne słonko, w końcu w Australii o tej porze roku jest lato. Na szczycie, wraz z rodzinką stanęłam 28 stycznia o godzinie 14-stej.

Góry śnieżne są bardzo łagodne, ale wietrzne, porośnięte bardzo kolczastą roślinnością. Może z tego powodu, ścieżka turystyczna wyłożona była metalową siatką. Zimą, góry te są jednak pokryte grubą warstwą śniegu, gdzie znajduje się wiele narciarskich kurortów.

W tak odległym kraju nie zamierzałam jednak chodzić tylko po górach. Byłam pod ULURU - największym na świecie monolicie, miejscu świętym dla Aborygenów, z jego czerwoną skałą i ziemią. Dla mnie to najbardziej magiczne miejsce w australijskim interiorze.

Korzystałam z uroków najpiękniejszych plaż na wschodnim wybrzeżu. Zwiedziłam Sydney i stolicę Canberrę. Miałam okazje znaleźć się w najstarszym na świecie lesie deszczowym na północy kraju w okolicach Cairns, pływać po Wielkiej Rafie Koralowej oraz spotkać rdzennych mieszkańców.

Oprócz wyśmienitych owoców morza, spróbowałam mięsa krokodyla, kangura i emu. Niestety przysmaku aborygenów „witchetty grubs” nigdzie nie podawano, chociaż nie wiem, czy starczyłoby mi odwagi by je spróbować. To ogromne białe larwy wykopywane z ziemi, pieczone w ognisku.

W Pekinie, podczas drogi powrotnej, zamiast bezczynnego koczowania na lotnisku, pojechałam na żywo obejrzeć Wielki Chiński Mur oraz Zakazane Miasto.


Wrażenia Wioletty są oczywiście dużo obszerniejsze i dużo barwniejsze niż w krótkiej relacji. Poznamy je dzięki spotkaniom, które Wioletta planuje zorganizować.



Źródło: Gazeta Olsztyńska

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5