Na statku Wilhelm Gustloff utonęło w 1945 roku wielu dawnych mieszkańców Ostródy

2017-01-21 07:00:00(ost. akt: 2017-01-20 15:59:52)

Autor zdjęcia: Archiwum

W styczniu 1945 roku Sowieci weszli do dawnych Prus Wschodnich. Nie raz pisaliśmy już o tym, jak to „wyzwolenie” wyglądało. Tak wspomina ten czas były mieszkaniec Ostródy.
W Prusach Wschodnich (niem. Ostpreußen) aż do lata 1944 nie było żadnych działań wojennych. Zbliżający się front też nie robił żadnego wrażenia na miejscowej ludności, ponieważ był oddalony o kilkaset kilometrów 
od miasta. Ta „idylla” trwała do 22 czerwca. W dniu tym przeprowadzona została wielka ofensywa wojsk rosyjskich na szerokości około 350 km. W jej wyniku zniszczono 25 niemieckich dywizji. Jednak Niemcom udało się tę ofensywę powstrzymać przez trzy miesiące. W połowie października wojska radzieckie ruszyły od strony Suwałk i rzeki Memel, do ponownego i bardziej zmasowanego natarcia na Prusy Wschodnie. Ich celem było jak najszybsze zajęcie Królewca.
W nocy z 25 na 26 stycznia 1945 roku wojska rosyjskie dotarły do Bałtyku i tym samym Prusy Wschodnie zostały odcięte od Niemiec. Wówczas to wielu tutejszych mieszkańców, spodziewając się wszystkiego najgorszego, postanowiło uciekać przed sowiecką armią. W gronie uciekających byli także moi dziadkowie i moi rodzice.


Mój dziadek ze strony matki Antoni Black mieszkał wraz z swoją rodziną w Bartągu (niem. Gross Bertung), wsi leżącej niedaleko Olsztyna (niem. Allenstein). Tam prowadził gospodarstwo rolne. Gdy Armia Radziecka zbliżała się coraz bliżej do Olsztyna, postanowił, jak wielu innych rdzennych mieszkańców, uciec przed zbliżającym się frontem. Przygotował 2 zaprzęgi konne, do których załadował część swojego dobytku oraz niezbędne zaopatrzenie na podróż. 19 stycznia 1945 roku razem z żoną, czterema córkami i dwoma wnukami ruszył w stronę Olsztyna a następnie w kierunku Dobrego Miasta. Jeszcze tego samego dnia dotarł do Kwiecewa, niedaleko Dobrego Miasta. Zima w tym czasie była bardzo mroźna. Termometry pokazywały temperatury poniżej - 20°C.

Wszyscy przenocowali u miejscowego gospodarza. Dlaczego następnego dnia nie pojechali dalej tymi swoimi zaprzęgami konnymi, tego mi mój dziadek nigdy nie powiedział.
Nazajutrz moje dwie ciotki z dwoma synami tej starszej zabrali się z Kwiecewa z żołnierzami Wehrmachtu, którzy jechali do Gdańska. W Gdańsku ciocia załatwiła bilety 
na statek Wilhelm Gustloff, który miał wypłynąć 30 stycznia z Gdyni. Los jednak sprawił, że spotkała znajomego, który był kolejarzem. Oznajmił jej, że rano jedzie pociąg do Berlina i będzie lepiej jak pojadą tym pociągiem. Przy tym nie będzie musiała czekać na wypłynięcie tego statku jeszcze cały tydzień. Wszyscy przenocowali u niego i rano mogli dalej pojechać pociągiem do Berlina.

Statek Gustloff wypłynął natomiast z Gdyni dopiero 30 stycznia, o godz. 13:10. Był oznakowany, jako statek transportujących rannych oraz poległych. W okolicach Słupska, pomimo iż płynął blisko brzegu i był nieoświetlony został zauważony i storpedowany przez rosyjski okręt podwodny i w krótkim czasie zatonął. W tym czasie na jego pokładzie przebywało przeszło 10 tys. osób. Większość z nich, bo ponad 9 tys. zatonęło, wśród nich było wielu mieszkańców Ostródy i jej okolic. Pozostałych, dokładnie 1 252 pasażerów, uratowały przybywające na pomoc inne jednostki, które znajdowały się w pobliżu. Kilku z uratowanych jeszcze tej samej nocy z zimna i wycieńczenia zmarło. Była to dotychczas największa katastrofa pasażerskiego statku w dziejach ludzkości. 


Mój dziadek z babcią i dwiema córkami pozostali w Kwiecewie. Dziadek Antoni przebywał zawsze w bezpiecznej odległości od swojej żony i swoich dzieci. Nie mógł być z nimi zbyt blisko, ponieważ zdawał sobie sprawę z tego, że jak Rosjanie go znajdą, to na pewno zostanie zabity.
Tragicznym dniem dla całej rodziny okazał się 2 luty 1945 roku. Na podwórze gdzie wszyscy przebywali wtargnęli Rosjanie. Z domu zostały wyprowadzone te dwie córki (moje ciotki), które pozostały w Kwiecewie. Potem działy się straszne rzeczy. Obie młode kobiety zostały przemocą rozebrane, powalone na ziemię i brutalnie gwałcone. Żołnierze ustawiali się w kolejce i po kolei obie gwałcili. Gdy moja babcia to zobaczyła wybiegła z domu z krzykiem „zostawcie moje córki w spokoju, co wy wyprawiacie!”. Tylko tyle zdołała krzyknąć. Jeden z żołnierzy zdjął z ramienia karabin maszynowy i wystrzelił w jej stronę. Zginęła na miejscu. W dniu śmierci moja babcia miała zaledwie 49 lat.

Po tych strasznych gwałtach obydwie córki zostały zabrane i przewiezione do obozu w pobliżu Bagrationowska, to jest do Iławki. Z 13 tys. więźniów tego obozu prawie połowa uwięzionych nie przeżyła. W tym jedna z moich ciotek Edyta. Po wojnie nigdzie nie można było odnaleźć żadnego śladu po niej. Druga ciocia, Elisabeth, po uwolnieniu jej wiosną z tego obozu, udała się pieszo na zachód do Niemiec, do Saksonii. Wcześniej jeszcze przed inwazją wojsk radzieckich umówili się, że „cokolwiek się stanie to spotykamy się wszyscy w Glauchau w Saksonii”. Tak też się stało. Po jakimś czasie, gdy się zorientowali, że po tej stronie Niemiec powstaje państwo komunistyczne, to spakowali swoje walizki i ruszyli dalej na zachód. Moja babcia Anna, która została zastrzelona przez Rosjan została pochowana na miejscowym cmentarzu w Kwiecewie przy kościele. Za każdym razem przyjeżdżając do Ostródy zawsze też udaję się na cmentarz do Kwiecewa żeby posprzątać jej grób.

Po tym wszystkim, co się stało, dziadek Antoni postanowił powrócić na gospodarkę do Bartąga, ale już bez żony i bez dzieci. W 1957 roku też wyjechał do swoich dzieci do Niemiec. Tam też postanowił pozostać. Zmarł w 1963 roku mając prawie 80 lat.

Całkiem inny, ale na szczęście nie tak tragiczny przebieg miała ucieczka moich rodziców z Ostródy przed zbliżającym się zimowym frontem. 20 stycznia rodzice udali się do Czerwonej karczmy, która znajdowała się poza miastem na zakręcie w stronę Piławek.
Jej właścicielem był ojca przyjaciel Paul Kirstein. Na dworze było wtedy bardzo zimno - poniżej minus 20°C. Mnie to osobiście nie przeszkadzało. Ja miałem ciągle stałą temperaturę 36, 6°C - moja matka Gertruda była ze mną w 9 miesiącu w ciąży. Tak się złożyło, że dopiero na drugi dzień mój ojciec Robert przypomniał sobie, że coś tam u swojego ojca a mojego dziadka zapomniał i poleciał do niego szybko z samego rana. Tam byli już Rosjanie. Dzięki temu, że mieszkańcy i sąsiedzi zaopiekowali się rannymi, ich dowódca napisał, żeby nas zostawić w spokoju i żeby nas nie prześladowano.

Jeszcze tego samego dnia późnym popołudniem ojciec powrócił do Czerwonej Karczmy gdzie czekała już na niego moja matka. Tam nie zatrzymując się dłużej wyszedł na drogę i czekał na jakikolwiek samochód, który by jechał na Zachód. Mieliśmy dużo szczęścia, ponieważ zatrzymała się ciężarówka, Kierowca zawiózł nas do Starogardu Gdańskiego. W mieście tym mieszkała ojca siostra Helena z rodziną. Tam przyszedłem na świat 18 lutego 1945 roku. Pod koniec lutego i na początku marca Rosjanie coraz mocniej atakowali Starogard Gdański, który został zajęty 6 marca 1945 roku. Po pewnym czasie, już po zakończeniu działań wojennych ojciec poprosił Rosjan o wystawienie przepustki na wyjazd do Ostródy. Zaraz po wojnie taka przepustka była konieczna. Bez niej nie można było podróżować. Otrzymał ją na okres jednego miesiąca od 17 maja do 16 czerwca 1945 roku. Chciał po prostu sprawdzić, jaka jest sytuacja w Ostródzie i co ma dalej robić. Po przyjeździe do Ostródy zobaczył, że obydwa należące do rodziny domy były zburzone. Jeden kompletnie wypalony a drugi mocno uszkodzony. W tym drugim zamieszkała już jakaś rodzina. Dziadek namówił mojego ojca do powrotu do Ostródy. Nie mieliśmy żadnego wyboru i wróciliśmy. Zamieszkaliśmy więc u dziadka. 
 I tak cześć mojej rodziny wyemigrowała do Niemiec, a druga część pozostała w Ostródzie.

Zima na Warmii i Mazurach w 1945 roku wpisuje się w cykl zmian w tym regionie i w Europie, które do dziś nie są oceniane jednoznacznie. Wciąż trwa dyskusja, czy ten czas przyniósł regionowi i Polsce wyzwolenie, czy stał się początkiem nowej formy usidlenia. Dla wielu tutejszych triumfalny marsz Armii Czerwonej przez tę krainę wiązał się przede wszystkim z nieopisanym cierpieniem ludności cywilnej, o którym do dziś nie mogą zapomnieć i na wszelki wypadek spisują i przekazują swoim następnym pokoleniom.

Na skutek działań wojennych życie straciło na tym terenie około 620 tysięcy osób cywilnych. Pozostali, a było ich też niemało, zostali po prostu wypędzeni lub też zmuszano ich do wyjazdu.
Piotr Hoch

Zapraszamy do lektury



Źródło: Gazeta Olsztyńska

Komentarze (29) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Sławomir Baranowski #2164389 21 sty 2017 07:39

    Na wschodzie ss i wermacht to co robili?Filozofia Kalego!

    Ocena komentarza: warty uwagi (11) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (10)

    1. Zenon #2164403 | 88.156.*.* 21 sty 2017 08:27

      Była to straszna i okrutna zemsta na niemieckich cywilach ,którzy też przecież popierali Hitlera.Ruscy to byli po prostu dzikusy,kiedy weszli do mojej ciotki do Unieszewa(a była ona Polką),nie znali nawet zegarka!Kiedy zobaczyli budzik,myśleli,że to bomba i chcieli ją rozstrzelać.Jest jeszcze mnóstwo osób,nie tylko Niemców ,którzy pamiętają tamte wydarzenia 1945 roku.A wiele strasznych opowieści jest przekazywanych następnemu pokoleniu.Mój dziadek za nauczanie Polaków na Warmii został wiele razy pobity ,a następnie kazano mu w ciagu 2 dni opuścić Prusy.W 1939 został aresztowany i przesiedział 6 lat pracując w kamieniołomach w obozie Mauthausen-Gusen.Babcia tu została z szóstką dzieci.NIEMCY dopiero zaczęli być niby tacy antyhitlerowscy,kiedy wiedzieli już,że poniosą straszliwą klęske.Wcześniej popierali Hitlerka i jego zbrodnie i akceptowali pogromy Żydów np.w Olsztynie.To też znam z bezpośrednich relacji i to nie tylko od Polaków,ale i od Niemców,którzy żyja np w Gelsenkirchen.Penie Olsztyńska usunie ten komentarz,bo jakże to tak mówić na dobrych Niemców,którzy przecież wszyscy nienawidzili Hitlera i nie chcieli ,żeby doszedł do władzy,nie popierali ludobójstwa.To były istoty z planety Nazi,a nie zwykli Niemcy.Otóz 95% popierałó Hitlera,a niektórzy popierają do tej pory!

      Ocena komentarza: warty uwagi (21) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (4)

      1. oberek #2164419 | 81.190.*.* 21 sty 2017 08:41

        Oni je nie wyzwalali oni je zdobywali!!!! a to robi różnice ,dobry hitlerowiec to martwy hitlerowiec

        Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

        1. hydraulik #2164436 | 31.2.*.* 21 sty 2017 08:53

          bardzo dobrze że ich tu nie ma, oby NIGDY nie wrócili, wogle mi ich nie żal

          Ocena komentarza: poniżej poziomu (-2) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (3)

          1. olsz #2164442 | 78.88.*.* 21 sty 2017 08:58

            Ależ łzawy artykuł.Tylko "współczuć"biednym, faszystowskim szkopom.Szczególnie tego, że musieli zgładzić 50 mln ludzi wskutek ich umiłowania hitlera.

            Ocena komentarza: poniżej poziomu (-5) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

            Pokaż wszystkie komentarze (29)
            2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5